Tak się rozpędziłam z szyciem torebek,
że dzisiaj powstały dwie.
Najpierw zrobiłam oliwkową, a potem czarną.
Ta czarna powstała z resztek materiału, a konkretnie z dołu odciętego od płaszcza mamy.
Nie sądziłam, że to będzie takie udane dzieło.
Szyło mi się świetnie. Raptem pół godziny!
Materiał to chyba jakiś flausz, dość gruby ale miękki. Częściowo był już podszyty podszewką i usztywniaczem,
więc miałam mniej pracy.
Nie miałam pod ręką żadnej zatrzaski, dlatego zamiast zapięcia zrobiłam wiązanie z tasiemki.
I to chyba był strzał w dziesiątkę...
Hey! Śliczne torebki, fajny blog :)
OdpowiedzUsuńSkąd pomysł na niego? ;)
Cieszę się, że blog się podoba. A pomysł to chyba z życia...Fajnie jest samemu coś sobie uszyć. Tym bardziej, że ja jestem bardzo wysoka i nie wszystkie ciuszki, które mi się podobają, na mnie pasują.
OdpowiedzUsuńA ja zaczynałam przygodę z szyciem od torebek. Ale teraz, gdybym miała uszyć torebkę, to chyba rzuciłabym prędzej szycie. Nie szyło się źle, ale po prostu szycie odzieży bardziej mnie ciągnie i nawet nie mogę myśleć o torebkach, bo robi mi się niedobrze :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie wyszła Ci ta torebka :D Pozdrawiam gorąco :)
OdpowiedzUsuńSzycie torebek jest fajne i na pewno jeszcze jakąś spłodzę (ha,ha)ale ja też wolę ciuszki...
OdpowiedzUsuńmmmroczku, dzieki za pozdrowienia,pa
świetna;O
OdpowiedzUsuńPrzepiękna. I tutorial super :)
OdpowiedzUsuń