Tak, spodziewajcie się kolejnych sukienek na blogu.
Podobnie jak to miało miejsce w sierpnu.
Mam Wam do pokazania jeszcze cztery uszyte tego lata. Jedna w czerwcu na wesele, jedna w lipcu a dwie uszyte pod koniec sierpnia,
nawet jedna jeszcze nie noszona...
A dzisiaj prawie skończyłam kolejną. Jednym słowem: ogarnął mnie znów amok sukienkowy...Niestety miałam jakąś okropną blokadę co do robienia zdjęć do bloga
( a wiadomo, bez zdjęć to ja sobie mogę..) więc zamiast pokazywać je kiedy lato było w pełni, robię to w sezonie już praktycznie jesiennym.
Dzisiaj przedstawiam Wam sukienkę uszytą w lipcu i noszoną w upalne dni,
bo po to była uszyta.
Kupiłam czekoladową cienką bawełnę z dodatkiem lycry,
więc moją ulubioną tkaninę do noszenia.
Góra powstała z wykroju z Burdy 1/2012, sukienka nr 114 z amerykańskimi pachami, czyli dla niewtajemniczonych mocno wyciętymi. Do góry doszyta spódniczka krojona w kształcie litery A. Chcialam aby dół nie był obcisły, tylko dawał poczucie luzu i swobody. I tak jest dzięki temu fasonowi.
Ponieważ miałam wrażenie, że w tym kolorze moja cera wygląda nieciekawie, więc dekolt i pachy obszyłam pomarańczową wypustką z tkaniny, której użyłam kiedyś do szycia eko torby. Wypustka ożywiła całą sukienkę, więc dodałam ją jeszcze w pasie i na kieszeniach. Z tyłu sukienka ma wycięcie w kształcie łezki, też obszyte wypustką izapinane na haftkę.
Szkoda tylko, że nie pomyślałam wcześniej, aby przyszywając górę z dołem sukienki naprasować paski flizeliny, bo tkanina się lekko porozciągała, co widać na zdjęciach. No ale mądry Polak po szkodzie.
Aha, i strasznie się gniecie...
A szyjąc sukienkę, przypomnialam sobie, że kiedy byłam nastolatką,
baaaardzo chcialam zrobić sobie tatuaż. I teraz to marzenie wrócilo, a przyznacie sami, że do tego wykroju malutki napis po łacinie Dum Spiro, Spero
na lewym ramieniu wyglądałby całkiem całkiem...
Ewentualnie Omnia Possum....