Też tak macie,
że jak kupicie jakiś drogi materiał i nastawicie się na poważne szycie,
to na końcu wychodzi coś, z czego jesteście średnio zadowolone,
żeby nie powiedzieć że nie nadaje się wręcz do noszenia?
A czasem, z resztek, z kawałków,
niby przypadkiem powstaje fajna rzecz i wygodna do noszenia.
Tak było u mnie w przypadku wąskiej spódnicy, która miała być szyta ,,na próbę". Chciałam jeszcze popracować nad zakładkami, zrobić sobie taki idealny wykrój, co to się potem po niego sięga, przykłada, odrysowuje bez zbędnych ceregieli.
Więc poszły na pocięcie stare różowe spodnie z moich młodzieńczych lat,
( nie śmiejcie się, kiedyś się w takich chodziło...).
Teraz ten kolor super modny, bo to niby pudrowy, niby chłodny.
W każdym razie pastelowy i wpisuje się w obecne trendy. Górą chomiki!
Nie robiłam im zdjęć przed, bo nie sądziłam, że będą jakieś po.
Ale jak pozszywałam, wykończyłam, założyłam, to aż sobie cmoknęłam pod wąsem z zadowolenia. Bo okazało się, że to moja jedyna taka letnia w szafie, ulubiona.
W zestawie z miętową bluzką z poprzedniego postu.
Pasują do siebie jak nic.
Tutaj widać szew na środku przodu.
To z racji tego, że spódnica szyta ze spodni.
Będę musiała zrobić sobie nowy wykrój...