Była sukienką, jest już spódniczką.
I chyba zdążę się w nią jeszcze ubrać tej zimy, bo wczoraj spadł u mnie śnieg...
No, nie ma tego uroku, co sukienka, ale przynajmniej będę w niej chodzić.
A do słynnej sukienki z Burdy zrobię jeszcze trzecie podejście.
Kiedyś.
Od poniedziałku wzięłam się do roboty z całą mocą i już prawie skończyłam te bluzki, które Wam kiedyś pokazywałam. Dzisiaj biorę się za dzianinę punto z wielorybnym wzorem i dekoltem wodą. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
A mnie się podobała zarówno jako sukienka jak i spódniczka.
OdpowiedzUsuńJako sukienka miala niepowtarzalny urok, ale wykroj byl na niskie kobietki, a ja glupia go nie zmodyfikowalam!
UsuńNastepnym razem zmodyfikujesz ;) A spodniczka tez jest super!
OdpowiedzUsuńI wyszło super, jak zawsze:] Muszę w końcu sama dorwać ten numer Burdy bo te cięcia mnie strasznie kręcą:]
OdpowiedzUsuńNo i fajnie że ja uratowałaś :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to lepiej wygląda jako spódniczka. Wydaje mi się, że jako sukienka raczej kolorystycznie pasowała by dla starszej Pani. Fason jest świetny ale w innych kolorach dla tak młodej osoby jaką jesteś. Następnym razem wyjdzie doskonale - jak zawsze oczywiście. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHehe, nie chcialam tego glosno mowic, a raczej pisac, ale faktycznie wyszlo jak na starsza panią...
UsuńW tym momencie też bardziej podoba mi się spódniczka - dobrze, że ją "ciachnęłaś" :)
OdpowiedzUsuńSpódniczka super, tez się już kilka razy przymierzałam do tej sukienki.
OdpowiedzUsuńGenialna przeróbka i na pewno wynosisz tę spódniczkę :)
OdpowiedzUsuńWieczne przeróbki to problem znany mi z autopsji. Szkoda szkoda bo duzo sie napracowałaś przy górze ale lepiej ciachnąć i nosić spódnicę niż w ogóle nie skorzystać.
OdpowiedzUsuń