piątek, 1 lipca 2011

Troszkę prywaty...

Minęło już kilka dni, jak wróciłam do domu z sanatorium.
Muszę się Wam przyznać, że było świetnie!
Oprócz zabiegów rehabilitacyjnych i wszystkiego co jest związane z leczeniem mieliśmy sporo wolnego czasu, 
który wykorzystaliśmy do maksimum.
Było zwiedzanie Kalisza, Gołuchowa, były wycieczki rowerowe i piesze. Jednym słowem: działo się.
I co najważniejsze, atmosfera była rewelacyjna. A wszystko to zasługa dziewczyn, z którymi mieszkałam w pokoju, czyli Danusi i Wioletki.


,,Zawodzie" w Kaliszu - osada na wzór Biskupina.






W Kaliszu akurat odbywały się Dni Kalisza, 
więc mogliśmy obejrzeć paradę Bractwa Kurkowego.



Dziedziniec Zamku w Gołuchowie



Obok Zamku jest park dendrologiczny.



W drodze do Żubrów




A to już miejsce, w którym było sanatorium.
 W takich holenderskich domkach typu ,,Brda"  - jaki widać za moimi plecami po prawej stronie, też mieszkali kuracjusze.



Najpierw trochę ruchu dla zdrowia i ...zgrabnej sylwetki



A potem kiełbaski na ognisku. Ja mam dwa kije, ale to dlatego, 
że smażyłam nie tylko dla siebie ( przynajmniej taka jest wersja oficjalna...)



Koleżanki z pokoju: Danusia i Wioletka



A to my trzy w koralach z Carrefour'a po 2 złote za komplet ( z bransoletką!), po które jechałyśmy rozklekotanymi  rowerami (!) do samego Kalisza. 
Ale było warto!



1 komentarz: